piątek, 14 lutego 2014

Przeprosiny

Kochani!
Chciałam was bardzo,ale to bardzo mocno przeprosić.
Ostatnimi czasy zaniedbałam bloga z powodów osobistych.
Mam nadzieję,że mi to wybaczycie.Chciałabym się poprawić.
I tu przychodzę do was z pytaniem!
Czy chcecie kontynuacje części "Ból Istnienia"?
Czy wolicie coś nowego?
A może zaproponujecie coś sami?
Piszcie w komentarzach!

niedziela, 29 grudnia 2013

Ból Istnienia. Część III

Gdzieś koło dziesiątej nadal byłam względnie przytomna i świadoma. Tym razem dało się słyszeć odgłosy ruchliwego miasta. Chyba już wolę te irytujące ptaki.
Nawet jeśli udało mi się zapaść w jakiś półsen, to zaraz musiał zbudzić mnie agresywny i zdecydowanie zbyt głośny dźwięk dzwonka,który rozniósł się echem po całym mieszkaniu.
Trochę jeszcze zaspana, wstałam z łóżka i mając gdzieś, jak się prezentuję, powlokłam się do drzwi. Otworzyłam je nie kłopocząc się z zaproszeniem "gościa" poszłam do salonu i usiadłam na dość wygodnej skórzanej kanapie. Ku mojemu zdziwieniu prócz wysokiego bruneta, o czarnych jak węgiel oczach,był ktoś jeszcze. Niska brunetka o brzoskwiniowej cerze i dużych szarych oczach wgapiających się we wszystko.
A kto to? Jakaś histeryczka? Sesja grupowa? Co do cholery!?
- Miło mi Cię znów widzieć Lynnie - powitał mężczyzna siadając naprzeciwko mnie.
Kobieta nadal stała i rozglądała się niepewnie w koło .Miałam dziwne wrażenie,że gdzieś ją już widziałam. Ale za cholerę nie mogłam sobie przypomnieć gdzie.
- Dzień Dobry - mruknęłam w odpowiedzi.
Boże jakie to było irytujące. Po co te wszystkie sztywne formułki?! Wypytywanie o moje całe życie,lęki,uczucia. Żałosne. Doprawdy żałosne i niepotrzebne.
- Na pewno się zastanawiasz kto ze mną przyszedł. Jest studentką III roku psychologii.
Jakie to nudne. Psycholog,który po powrocie do domu,w dodatku student, naśmiewa się z czyichś problemów. Żałosne.
- Myślę,że kontakt i próba leczenie z kimś w podobnym wieku dobrze na Ciebie wpłynie. Poznajcie się to jest Mrs. Rose Roselind.
Mrs. Rose Roselind?
To jest jakiś kurwa żart?

piątek, 27 grudnia 2013

Ból Istnienia. Część II



To jak niektórzy twierdzą, cudowne wschodzące słońce zaczynało działać mi na nerwy.
Oświetlało swoim rażącym blaskiem cały mój pokój żeby cokolwiek zobaczyć musiałabym mieć parę dobrych okularów przeciwsłonecznych. Irytujące.
Po co w ogóle nam słońce? Każdy nienawidził, gdy jakieś nachalne jasne promienie słoneczne wybudzały go ze snu.
Wstałam tylko po to by zasłonić okna grubymi zasłonami. Nie przepuszczały tego cholernego blasku.
I to było w nich najlepsze.
W pokoju znów zapanowała kojąca ciemność. Nadgarstki pokryte były cienką warstwą zaschniętej krwi. Cholera, po co ja to robię? Co chcę tym udowodnić? Jestem żałosna. Żałosna jak to wszystko co dzieje się w około mnie. Jak Ci wszyscy ludzie.
Krew przyciągała mój wzrok, lubiłam jej kolor i intensywny zapach. Niestety, dziś akurat musiałam zmyć to z moich nadgarstków. Przez chwilę przeleciała mi myśl, żeby założyć bandaż. Jednak zrezygnowałam z niej. Nie będę ukrywała własnych ran. Niech wszyscy widzą. Niech zastanawiają się co ta głupia dziewczyna ma w głowie.
Dziś kolejna wizyta u psychologa.. Psycholog? Po co mi psycholog? Ach tak pewnie przez to, że już trzy razy próbowałam popełnił samobójstwo. Jaka szkoda, że mi nie wyszło. Żaden psycholog nie musiałby toczyć ze mną batalii. Żadna terapia na mnie nie działa, więc po co kontynuować ją w kółko? Chciałam się zabić – próbowałam. Był to mój wybór. Żaden psycholog nie musi ze mną o tym rozmawiać. Wredne, wścibskie istoty.
Czy to ma jakiś sens? Według nich tak. Gdyż tylko terapia może mnie wyprowadzić na prosto. Kurwa, żałosne. To moje życie i ja powinnam o nim decydować.
Z moich myśli wyrwał mnie dźwięk telefonu. Dlaczego ja go nie wyłączyłam? Kto do cholery mógłby dzwonić?
- Słucham? – spytałam, udając zaspanie.
- Hej. Pamiętasz, że dziś masz spotkanie z Mrs. Rose Roselind? – w słuchawce słychać było ciężki, męski głos. Brzmiał troskliwie.
- Taak. – Odparłam zmęczonym głosem. Jak mogłabym zapomnieć o czymś tak ważnym?
- Cieszę się. Jak się czujesz? – spytał delikatnym, czułym głosem.
- Jak wyciągnięta psu z gardła. Z resztą , nieważne. Idę spać. Nie chcesz chyba, żebym zasnęła przy niej? – rozłączyłam się, nie czekając na żadną odpowiedź z jego strony.
Może i było to niegrzeczne z mojej strony, ale zbytnio nie zwracałam na to uwagi. Ludzie popełniają wobec siebie szereg gorszych nieuprzejmości. Każdego dnia. Co kogo obchodzi jedno niegrzeczne zachowanie? Ano obchodzi. Wykorzystają wszystko byleby Cię zniszczyć. Pierdoleni fałszywcy.
Ludzie uwielbiają oglądać czyjś upadek. Jak dana osoba stacza się powoli, na samo dno.
W każdym razie nie postąpiłam dobrze , ale nikt nie powinien zwrócić na to zbytniej uwagi. Położyłam się na łóżku, patrząc w biały sufit pełny niedoskonałości. Zamknęłam oczy, coraz bardziej pogrążając się w swoich rozmyślaniach. W całym domu było cicho i spokojnie. Miło by było pospać. Spać? Rzadko spotykał mnie ten przywilej. Nigdy nie wyrabiałam normy spania po siedem godzin. Poza tym dokuczały mi dziwne sny.. Może to i lepiej. Ledwo wzeszło słońce, a już słychać było drażniący dźwięk ptaków. Ja tu się staram kontemplować o śnie, a te bezczelnie rezygnują ze snu i zaczynają ćwierkać? Jak ludzie. Oni też nie doceniają tego co mają, a później płaczą gdy to stracą. Nie myślą racjonalnie. Są zdania, że jak już raz coś otrzymali to będą to mieli na zawsze. Głupie myślenie. Głupie podejście.

Na zawsze? Nie istnieje „na zawsze” . Prędzej czy później wszystko się pieprzy. Niech te cholerne ptaki się zamkną! Ten dzień będzie koszmarny. Och czyli to rutyna? Każdy był koszmarny. Każdy był rzekomo dobry, ale co znaczy „dobry”?
Zawsze jest dobrze. Ale czasami nie wystarcza to do pełni szczęścia. To tylko jeden element, a gdzie reszta?

czwartek, 26 grudnia 2013

Ból Istnienia. Część I

Siedziałam na zimnych kaflowych płytkach nie robiąc nic szczególnie interesującego.
Z głęboką czcią w oczach przyglądałam się karmazynowej,ciepłej cieszy spływającej po mojej ręce.
W tym było coś intrygującego.
Coś co potrafiło zatrzymać wszystkie zmysły na dłuższą chwilę.
Widząc,że krew powoli zasycha, przejechałam żyletką wzdłuż następnej żyły.
W łazience panowała całkowita ciemność. Ogarniająca mnie cisza przeszywała od stóp,aż po samą głowę. W tej ciemności nie można było dostrzec kilku pojedynczych blizn na nadgarstkach.
Przejechałam opuszkami palców po jednej z blizn. Czując pod palcami bliznę w myślach wyzywałam się od najgorszych. Wstręt jaki do siebie poczułam był nie do opisania.
Tchórz! Zwykła,gardząca życiem idiotka.
Krzyczałam na samą siebie.Przeciągnęłam żyletką po przedramieniu. Mocniej dociskając żyletkę do bladej skóry. Wszystko byleby poczuć ten pieprzony ból. Ból,który ukoi moją roztrzaskaną duszę.
Świat pełen fałszywych,obłudnych ludzi, którzy się niszczą. Jeden po drugim.
Giną jak psy pod kołami samochodów. Zadają sobie cierpienie nawet o tym nie wiedząc. Zwykli egoiści,patrzący tylko na swoje własne potrzeby.
Rozdrapują stare rany przeszłości,niszcząc własną teraźniejszość. Ginąc pod wpływem psychicznego bólu jaki ich spotyka.
Jestem beznadziejna.
Rzuciłam żyletką o ścianę, słuchając brzęku odbijającego się metalu.
To mnie niszczy.
Objęłam rękoma kolana. Pogrążając się w otchłani własnych,ciemnych,życiowych myśli.
Minęło kilka dobrych minut,zanim dotarło do mnie,że znowu to zrobiłam..
Pocięłam się.. Znacząc swoje ciało następnymi bliznami.
Nikt mnie do tego nie namawiał. Sama zadaję sobie kolejne bolące rany. Szydząc i plując sobie w twarz.Bawię się swoim życiem jak tanią zabawką. Żałosne,prawda?
Z powodu błahych, codziennych problemów, zaczęłam zadawać sobie rany,tworząc przy tym coraz więcej blizn.
Muszę się uspokoić,odgrodzić od własnej pomylonej psychiki. Odciąć od tego świata.
To wszystko pokazuje jak słaba w rzeczywistości jestem. Tylko udaję silną.
Nienawidzę ludzi. Nienawidzę rodziców. Nienawidzę samej siebie.
Nienawidzę tych wszystkich fałszywych uśmiechów,współczucia i pomocy.
Nienawidzę ludzi,którzy udają ,że są szczęśliwi. Jakie kurwa szczęście?! Skąd oni to biorą?!
To nie istnieje!
Żałosne
Ludzie wpierw się rodzą,mali bezbronni, wyrastają na takich jakich wychowało ich środowisko. Albo z twardymi charakterami,albo słabe bezbronne istotki,które giną już na początku.
Wpierw bawią się "korzystają" ze swojego marnego życia. A później trafiają do dębowej skrzyni,zasypani piachem,zapominani na wieki.
Zamiast cieszyć się,że śmierć nadeszła, ukoiła ich bóle,troski i rozterki życiowe, ubolewają jakie to ich życie było całkowicie nieudane. Idioci. Zwykli fałszywi idioci.
Ludzie nigdy nie byli szczerzy ze sobą,ani z własnymi uczuciami. Okłamują samych siebie.
Małe ludzkie,kłamliwe istoty. Nic nie warte na tym świecie. Nie zasługujące na chwile uwagi.
Gińcie kurwy.